wtorek, 18 grudnia 2007

Ryby - jedz na zdrowie!

W Japonii stałym punktem jadłospisu są ryby i owoce morza. Może dlatego Japończycy żyją dłużej niż my i rzadziej cierpią na choroby układu krążenia czy miażdżycę? Jeśli tak, to warto częściej sięgać po ryby!


Co takiego wartościowego jest w rybach, że dietetycy nieustannie namawiają, aby je jeść?

Podstawowy skład ryb to woda, tłuszcz i białko. Chude ryby (dorsz, morszczuk, szczupak) zawierają do 1 proc. tłuszczu, średnio tłuste (karp, płotka, karmazyn, ostrobok) do 5 proc., zaś tłuste (halibut, łosoś, makrela, sardynka, szprotki, śledź, węgorz) - ponad 5 proc. Rekordzista to węgorz - jest w nim niemal 26 proc. tłuszczu.

Tłuste ryby dostarczają witamin A i D, np. 100 g karpia dostarcza 181 mikro-gramów retinolu, co pokrywa niemal połowę dziennego zapotrzebowania trzylatka na witaminę A. W przypadku witaminy D tran, czyli tłuszcz rybi, jest wzorcem z Sévres: miarka tranu zawiera jej tyle, ile powinny codziennie dostawać dzieci w pierwszych trzech latach życia.

A z czego wynika wyższość mięsa ryb nad wieprzowiną czy wołowiną?

W mięsie zwierząt hodowlanych jest podobna ilość tłuszczu, ale jego skład jest inny. W rybach oprócz kwasów nasyconych występują kwasy nienasycone, w tym tak zwane kwasy omega-3. To właśnie one sprzyjają wzmocnieniu odporności i łagodzą procesy zapalne. Na dłuższą metę mogą zapobiegać rozwojowi chorób cywilizacyjnych - nadciśnienia, miażdżycy, chorób układu krążenia. Jedzenie ryb powinno być traktowane jako rodzaj profilaktyki antynowotworowej i antyzawałowej.

Czy ryby można podawać małym dzieciom?

Tak. Od drugiego roku życia na pewno. Pod warunkiem oczywiście, że nie występują u nich objawy nietolerancji pokarmowej, co, niestety, zdarza się dość często. Bardzo wrażliwe osoby nie mogą znieść nawet zapachu ryby. Jeśli dziecko odmawia jedzenia pulpetów z dorsza czy zupy rybnej, to choćbyśmy byli przekonani, że dajemy mu to, co najlepsze, nie powinniśmy go zmuszać do jedzenia. Dzieci instynktownie unikają potraw, które mogą wywoływać objawy alergii.

W starych zaleceniach dotyczących rozszerzania diety dziecka sugerowaliśmy nawet, by podawać ryby dopiero w trzecim roku życia. Ta granica stopniowo się obniża. Teraz uważamy, że jeśli tylko dziecko nie ma objawów uczulenia, ryby można spróbować wprowadzić do jego jadłospisu nawet pod koniec pierwszego roku życia. Staliśmy się bardziej liberalni w tej materii, bo mamy świadomość, jak bardzo korzystne jest jedzenie ryb.

W 1950 roku statystyczny Polak zjadał ich 1,7 kg rocznie, w końcu lat 90. - 6,5 kg. To nadal mało (średnie spożycie na świecie wynosi około 17 kg), ale trzeba przyznać, że wzrost jest imponujący.

Od czasu do czasu pojawiają się doniesienia o skażeniu ryb metalami ciężkimi...

Nie tylko metalami ciężkimi. Każda szkodliwa substancja rozpuszczalna w wodzie (np. dioksyny) będzie przez ryby magazynowana. Nie wiadomo, jak to wygląda w Polsce, bo nikt takich informacji o skażeniu ryb nie podaje. Nie dajmy się jednak zwariować. Przecież wszystko, co jemy, poddane jest różnego rodzaju skażeniom. W przypadku zwierząt hodowlanych niebezpieczeństwo jest o tyle mniejsze, że można im zmienić karmę, natomiast ryby jedzą to, co znajdą tam, gdzie pływają. Z tego punktu widzenia bezpieczniej jest jeść ry-by hodowlane (np. łososie, pstrągi, karpie), bo karmi je człowiek.

Zdarzają się jednak głosy, że jedzenie ryb jest ryzykowne.

Tu nie ma mowy o żadnym ryzyku. Gdyby myśleć o jedzeniu w kategoriach ryzyka, bylibyśmy skazani na śmierć głodową. Nie można ulegać rozmaitym żywieniowym dogmatykom trąbiącym o szkodliwości a to ryb, a to mleka, a to jarzyn... Apeluję do zdrowego rozsądku. Dieta dzieci powinna być urozmaicona. Nie należy im podawać ryb codziennie, ale raz, dwa razy w tygodniu - to ilość zupełnie bezpieczna.

A jak podawać ryby? Lepiej je wędzić, piec czy gotować? I co z konserwami?

O, to bardzo ważne. Najlepsze są ryby gotowane na parze, pieczone w folii lub na elektrycznym grillu, duszone, ewentualnie smażone na niewielkiej ilości oliwy lub bezerukowego oleju rzepakowego. Tak usmażona ryba zawiera wszystkie niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe.

Natomiast dzieci z pewnością nie powinny jeść ryb marynowanych i z puszki, podobnie zresztą jak żadnych innych produktów konserwowanych w ten sposób. Najmniej zdrowe (dla każdego, nie tylko dla maluchów) są ryby wędzone, a szczególnie ich skóra. Jeżeli już chcemy je podawać, róbmy to nie za często i serwujmy je zawsze bez skórki. Również ryby solone tylko z rzadka powinny gościć na naszym stole.

Które ryby są lepsze - morskie czy słodkowodne?

Poszczególne gatunki ryb różnią się składem substancji odżywczych. Dlatego dzieci powinny jeść i jedne, i drugie. Najlepsze są ryby tłuste, z wyjątkiem węgorza, którego najczęściej podaje się w wersji wędzonej, a więc niezdrowej, i który w dodatku zawiera wyjątkowo dużo cholesterolu. Bardzo dobry natomiast jest łosoś żyjący w obu środowiskach - morskim i słodkowodnym.

Czy można podawać dzieciom owoce morza? Czy są w nich te same cenne substancje, które znajdziemy w rybach?

Tak. Ich skład jest podobny. I podobne ograniczenia podawania - nie częściej niż dwa razy w tygodniu, wymiennie z rybami.

A jeśli dziecko nie chce tknąć tuńczyka czy krewetek? Czy będzie pozbawione cennych kwasów omega-3? Czy tę stratę uda się jakoś zrekompensować?

Najważniejsze dla naszego organizmu kwasy tłuszczowe to kwas linolowy i linoleinowy. Organizm wytwarza z nich substancje, które mają wpływ na budowę błon komórkowych i podnoszą odporność. Te dwa podstawowe kwasy tłuszczowe znajdują się w bardzo wielu produktach spożywczych, a zatem nie ma obawy, że nam ich zabraknie. Chodzi jednak o to, że mięso ryby zawiera kwasy tłuszczowe już przetworzone, które nasz organizm łatwiej przyswaja. Poza tym dostarczamy mu ich więcej, niż gdyby sam je musiał syntetyzować.

Ale tu przy okazji uwaga - nadmiar kwasów omega-3 jest równie niekorzystny jak nadmiar nasyconych kwasów tłuszczowych, które znajdują się w mięsie, smalcu czy maśle. Nawet najdoskonalszy tłuszcz w zbyt dużych ilościach szkodzi. W żywieniu dzieci powinna obowiązywać żelazna zasada - nie więcej niż 30 proc. kalorii może pochodzić z tłuszczu. I ryby nie są tu żadnym wyjątkiem.

Wiadomo, że jednym z najlepszych źródeł wapnia są sardynki, ale zjadane z ośćmi. Czy nadają się dla dzieci?

Ości małym dzieciom podawać nie wolno, bo nie umieją sobie z nimi poradzić. Jeśli natrafią na coś ostrego w buzi, prędzej to połkną, niż wyplują. A połknięta ość może utkwić w ścianie gardła czy przełyku, a nawet go przebić. Czasami ości maleńkich ryb (np. uklejek, szprotek czy właśnie sardynek) po usmażeniu lub uduszeniu stają się miękkie, delikatne. Taką rybkę dziecko może zjeść w całości, ale i tak najpierw musimy starannie sprawdzić, czy aby nie zaplątała się gdzieś stała, duża ość, która mogłaby być dla malucha groźna. Kruszeją także ości ryb w puszkach, ale jak już mówiłem, takich przetworów nie powinniśmy dzieciom podawać.

niedziela, 2 grudnia 2007

Kiełki życia

Do niedawna były kojarzone z kuchnią Dalekiego Wschodu. Na szczęście białawe, półprzezroczyste łodyżki szybko znalazły swoje miejsce w jadłospisach z innych części świata. Najpierw docenili je kucharze, a potem dietetycy i lekarze. Dzisiaj Amerykanie dodają je niemal do wszystkiego, a Anglicy nazywają duszą roślin.
Fot. Iconotec

Kiełki są pyszne same, ale też w surówkach i pastach. Możemy je mieszać z mięsem na kotlety czy przeznaczonym na farsz, np. do gołąbków. Znakomicie sprawdzają się też jako dodatek do smażonych warzyw (trzeba je jednak wrzucać na bardzo gorący tłuszcz i smażyć bardzo krótko). Kiełków roślin strączkowych (np. fasoli, soi, ciecierzycy) nie powinno się jadać na surowo, bo mają goryczkę - przed zjedzeniem musimy je sparzyć.
Roślina, jak każda dobra matka, stara się swemu potomstwu przekazać wszystko, co najlepsze. Dlatego w kiełkach znajdują się substancje najważniejsze i najbardziej wartościowe, niezbędne do rozpoczęcia nowego życia. Owe “zadatki” przesądzają o tym, że kiełki są bezcenne dla naszego zdrowia.

Esencja zdrowia

W wypuszczanym przez roślinę pędzie koncentrują się wszystkie składniki odżywcze: witaminy C, B1, B6, B9, E i H oraz składniki mineralne - mangan, cynk, selen, wapń, fosfor, potas, sód, magnez, żelazo. Kiełki są też źródłem wartościowego białka i kwasów tłuszczowych omega-3. Wszystkie bogate są także w błonnik (np. trzy łyżki stołowe kiełków pszenicy mają go więcej niż kromka ciemnego pieczywa pszennego). Ich niewątpliwą zaletą jest również to, że są niskokaloryczne. Zamiast więc zjadać na śniadanie garść witamin, lepiej sięgnąć po garść kiełków.
Do kiełkowania najlepiej nadają się nasiona lucerny, soczewicy, fasoli mung i adzuki, ciecierzycy pospolitej, soi, słonecznika, rzeżuchy, siemienia lnianego, rzodkiewki, a także ziarna pszenicy i owsa.

Uprawa domowa

Nasion przeznaczonych do kiełkowania nie szukamy w sklepach ogrodniczych, bo te nadają się tylko do uprawy gruntowej. Kupujemy je w sklepach ze zdrową żywnością. Wtedy mamy pewność, że ziarna nie były chemicznie konserwowane ani opryskiwane. Musimy je dokładnie przejrzeć i usunąć uszkodzone, przebarwione. Do kiełkowania wybieramy najzdrowsze.
Nasiona powinny kiełkować w ciepłym miejscu (najlepsza temperatura to 18-22 st. C), ale nie w pełnym słońcu, np. na parapecie, bo pędy będą gorzkie. Nasiona trzeba najpierw starannie opłukać letnią przegotowaną wodą. Do zraszania także używamy zawsze letniej przegotowanej wody.
Domową hodowlę możemy zacząć od eksperymentalnego kiełkowania na sitku lub na ligninie. A gdy nabierzemy wprawy, pokusić się o założenie miniplantacji w pojemnikach.

  • Na sitku: łyżkę wypłukanego ziarna pszenicy lub owsa wysypujemy na plastikowe sitko do herbaty. Do szklanki wlewamy tyle letniej wody, by była jak najbliżej sitka, ale by ziarno w niej nie pływało. Wodę zmieniamy rano i wieczorem. Po czterech dniach kiełki będą gotowe do jedzenia.
  • Na ligninie: tak najłatwiej kiełkuje rzeżucha, rzodkiewka i siemię lniane. Wystarczy położyć na spodeczku zwilżony kawałek ligniny czy waty, rozsypać na nim (nie za gęsto!) nasionka. Musimy potem dbać o to, by podłoże nie wyschło i zraszać je 3-4 razy dziennie. Kiełki pojawią się po 3-5 dniach.
  • Na gazie: nasiona fasoli, soi, ciecierzycy najpierw moczymy w letniej wodzie przez 10-12 godzin. Później odsączamy je i opłukujemy. Do szerokiego naczynia nalewamy letniej przegotowanej wody. Nakrywamy gazą. Mocujemy ją gumką wokół brzegów, tak by tylko środek gazy lekko dotykał wody. Rozsypujemy nasiona na obwodzie. Mają cały czas leżeć na wilgotnej gazie, ale się nie moczyć (mogłyby zgnić). Po 3-6 dniach jasnozielone pędy będą gotowe do jedzenia. Pamiętajmy, by zerwane opłukać w zimnej wodzie i dobrze odsączyć.
  • W pojemniku: bardzo wygodna do uprawy kiełków w domu jest potrójna kiełkownica (w sklepach ze zdrową żywnością kosztuje ok. 25 zł). Składa się z trzech przezroczystych pojemników, zbiornika na wodę umieszczonego na spodzie i pokrywy. Wszystkie części nałożone są jedna na drugą. Dno pojemników, do których wsypuje się nasiona, jest rowkowane, żeby ziarenka mogły się równomiernie rozłożyć, a potem nie sklejać. Odpowiednie “syfony” odprowadzają nadmiar wody i gazów wytwarzających się podczas kiełkowania. To proste urządzenie zapewnia roślinkom stabilną temperaturę i wilgoć. Nasze zadanie polega na codziennym, kilkakrotnym zraszaniu miniplantacji. Nadmiar ściekającej do zbiornika wody możemy wykorzystać do podlewania kwiatów. Jest to świetna odżywka.

Ze sklepu

Codzienne kupowanie świeżych gotowych kiełków to niemały wydatek (mały pojemnik kosztuje ok. 3 zł). Nie zawsze jednak mamy czas i ochotę na domową uprawę. Kupując w sklepie:

  • sprawdź termin przydatności do spożycia; po tygodniu kiełki tracą swe wartości odżywcze,
  • zwróć uwagę, czy nie ma śladów pleśni - w postaci czarnoszarych lub niebieskoczerwonych plam; zaatakowane przez nią kiełki pachną stęchlizną (nie są natomiast pleśnią małe włókienka między korzonkami kiełków rzeżuchy, gorczycy i lucerny),
  • przechowuj kiełki w lodówce; najlepiej zjedz je w ciągu 2-3 dni (potem więdną i tracą walory odżywcze),
  • nie trzymaj kiełków w plastikowych torebkach ani szczelnie zamkniętych pojemnikach; przełóż je do szklanego słoika i przykryj pokrywką z dziurkami, żeby docierało do nich powietrze.

Co kryje w sobie 100 g kiełków pszenicy

Węglowodany - 46,7 g
Białko - 26,6 g
Nienasycone kwasy tłuszczowe - 10,9 g
Błonnik - 2,5 g
Potas - 827 mg
Magnez - 336 mg
Wapń - 72 mg
Żelazo - 9,4 mg
Fosfor - 1,2 mg
Sód - 3 mg
Wit. B3 - 4,2 mg
Wit. B1 - 2 mg
Wit. B2 - 0,68 mg
Ponadto w mniejszych ilościach witaminy E, A, H, B9.

SMACZNE DANIA

Sałatka z kiełkami soi
Składniki: szklanka kiełków (mogą być z puszki, choć mają głównie walory smakowe, a nie odżywcze), puszka
ananasa w plastrach, 10 dag sera żółtego w kawałku, duży ząbek czosnku, 3-4 gałązki pietruszki, 3 łyżki oleju, pieprz
Ananasa odsączamy i kroimy na drobne kawałki. Ser żółty kroimy w wąziutkie słupki. Mieszamy kiełki, ser i ananasa. Do 3 łyżek oleju wyciskamy ząbek czosnku i dokładnie mieszamy. Zalewamy sosem sałatkę. Doprawiamy do smaku pieprzem. Siekamy drobno listki pietruszki. Posypujemy nimi sałatkę i jeszcze raz wszystko mieszamy.

Pasta z rzeżuchą
Składniki: kostka masła, 3-4 łyżki kiełków rzeżuchy, sól
Miękkie masło wkładamy do miseczki, wsypujemy kiełki rzeżuchy i dobrze ucieramy na jednolitą masę. Solimy do smaku. Znakomitą pastą możemy smarować chleb.

Spaghetti z kiełkami soi
Składniki: makaron spaghetti, szklanka kiełków, kilka listków świeżej bazylii, sos boloński
Sos: puszka pulpy pomidorowej, średnia cebula, średnia marchew, 2 plastry selera, 1-2 łyżki oleju, sól, pieprz do smaku
Na oleju podsmażamy pokrojoną drobno cebulkę i starte na grubej tarce marchewkę i seler. Gdy warzywa będą miękkie, dodajemy pulpę pomidorową, doprawiamy i dusimy jeszcze przez ok. 10 minut, cały czas mieszając. Pod koniec wrzucamy kiełki, by lekko zmiękły. Sosem polewamy ugotowany makaron. Danie posypujemy drobno posiekanymi listkami bazylii.



tekst: Beata Prasałek
źródło: miesięcznik "Zdrowie"